W celu świadczenia usług na najwyższym poziomie stosujemy pliki cookies. Korzystanie z serwisu lublin.eu oznacza, że będą one zamieszczane w Twoim urządzeniu. W każdym momencie możesz dokonać zmiany ustawień Twojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w Polityce prywatności.

Pool (no water) - nowy spektakl Sceny Prapremier InVitro

Pool (no water) - nowy spektakl Sceny Prapremier InVitro
16.09.200812:57

Kolejny, lubelski sezon teatralny ruszył "z kopyta" w drugi weekend września. W niedzielę, 15 IX, w Centrum Kultury, lubelskiej publiczności przedstawiony został nowy spektakl działającej tam, od ponad roku Sceny Prapremier InVitro. "Pool (no water)" - to dzieło jednego z najgłośniejszych dramaturgów ostatniej dekady, Marka Ravenhilla (ur. 1966 r.). Autor ten stał się znany przede wszystkim dzięki sztuce "Shopping and fucking", owianej atmosferą skandalu.
Pomyli się jednak ten kto wybierze się na nową produkcję Łukasza Witt - Michałowskiego w poszukiwaniu obsceny i wulgarności. Niecenzuralne słowa - owszem - padają ze sceny - ale nie w stopniu który mógłby dzisiaj zaszokować kogokolwiek. Siła i wartość "Pool (no water)" tkwią zupełnie gdzie indziej. Bohaterem spektaklu jest grupa artystów - performerów, niegdyś złożona z siedmiu osób, obecnie skurczona do czterech. Pozostałych jej członków spotkał różny los - dwóch zmarło (na AIDS i raka), natomiast Sally - kluczowa osoba całej historii - odniosła materialny sukces, dzięki któremu stać ją było na odseparowanie się od uboższych znajomych i zamieszkanie w willi z tytułowym basenem. Do swojej rezydencji zaprasza teraz przyjaciół. Towarzyskiemu spotkaniu i imprezie "jak za dawnych lat" staje na przeszkodzie poważny wypadek gospodyni. Okoliczności jego są dziwne, ponieważ Sally skoczyła do pustego basenu. Poważnie pokiereszowana, nieprzytomna, ląduje w szpitalu. W umysłach pozostałej czwórki rodzi się myśl, by wykorzystać jej nieszczęście dla swoich celów artystycznych. Rozpoczynają zatem fotograficzną dokumentację jej stanu, zachwycając się opuchlizną i malowniczymi obrzękami na jej twarzy, myślami będąc już przy swej przyszłej, wielkiej wystawie. Nie dojdzie do niej dzięki pewnemu, niespodziewanemu zwrotowi w akcji. W swoim spektaklu, Ravenhill poddaje ostrej analizie kilka zagadnień. Rozprawia się bezlitośnie z mitem artystycznej awangardy. Jego bohaterowie to ludzie twórczo wypaleni, żyjący wspomnieniami dawnych balang, nie potrafiący zaproponować niczego wartościowego. Dla nich wypadek Sally to nic innego jak przełamanie rutyny codziennego życia. Przyjaźń? Nie ma czegoś takiego. Nie istnieje. Sukces jednej osoby z grupy staje się pretekstem do całego festiwalu zazdrości i nienawiści, zaś widz nie ma ani cienia wątpliwości, że Sally jest tylko przypadkową ofiarą. Podobne pomyje wylano by na każdego z pozostałych członków towarzystwa, gdyby tylko swoim sukcesem wybił się ponad innych. Nawet wizyty w szpitalu, przesiadywanie przy łóżku rannej oraz wypytywanie się lekarzy o jej stan - służą tylko temu, by jak najlepiej wykorzystać wypadek. Groteskowo brzmią wspomnienia romansu jednej z artystek z członkiem szpitalnego personelu... W spektaklu nie ma podziału na dobre i na złe. Tak naprawdę we wszystkim tkwi negatywny pierwiastek - dość powiedzieć, że ów wielki sukces Sally zawdzięcza wystawianym w galeriach kompozycjom z odpadów medycznych po zmarłym w szpitalu jednym z uczestników grupy. Tak - zdaje się nam mówić angielski dramaturg - sztuka umarła. Pytanie o jej granice stało się bezsensem. "Pool (no water)" to bezkompromisowa wiwisekcja świata współczesnej bohemy. I - chociaż są w sztuce momenty, kiedy widz ma ochotę parsknąć śmiechem, jest to zdecydowanie czarny humor, a ogólna wymowa całości jest przerażająco smutna. Wielką zaletą lubelskiej inscenizacji jest gra aktorów. Genialnym wręcz pomysłem reżysera było zaangażowanie artystów ze starszego pokolenia. Swoim ogromnym kunsztem i doświadczeniem wnoszą do spektaklu bardzo dużo. Nie można pominąć też i najmłodszej - Karoliny Gorczycy.