Data rozpoczęcia
2009-06-25
Godzina rozpoczęcia
17:00
Kategoria
Promocja
Ta druga opowieść tyszowiecka Roberta Horbaczewskiego jest o szewcach oraz o ich butach, zwanych tyszowiakami, które były nawet za kolana, albo i jeszcze wyżej i nie miały podziału na prawe i lewe, dlatego każdego dnia trzeba było je nakładać na inną nogę, aby się nie zdeformowały.
To druga książka Roberta Horbaczewskiego z podtytułem "opowieści tyszowieckie". Pierwsza ("W blasku świec"), podobnie jak i ta druga, oparta na rozmowach z najstarszymi mieszkańcami miasteczka i na dokumentach z archiwów, poświęcona była panoramie wielokulturowej dawnych Tyszowiec. Kto zakochany jest twórczości Isaaca B. Singera będzie chwalił Tyszowce jako miejsce, gdzie pojawił się ostatni demon. Jednakże same Tyszowce mogą być trochę zawiedzione tym, jak je potraktował Noblista, skoro tenże pisał, że "miasteczko jest tak małe, że kiedy przejeżdża przez nie fura i koń jest na rynku, to tylne koła fury sięgają rogatek". Co gorsza, "Adam nie wdepnął tutaj nawet po to, aby się wysikać". Wprawdzie coś w tym jest, skoro Tyszowce przez wieki słynęły... błotem i mówiło się: "Paryż słynie złotem, a Tyszowce błotem", oraz że błoto obok drogi na rynek było takie, że utopił się w nim Kozak z piką na koniu. A jak wspomina, przytoczona w nowej książce Horbaczewskiego nauczycielka Stanisława Choczyńska, kiedy do Tyszowiec przyjechał pierwszy autobus, w błocie ugrzązł po osie.