W celu świadczenia usług na najwyższym poziomie stosujemy pliki cookies. Korzystanie z serwisu lublin.eu oznacza, że będą one zamieszczane w Twoim urządzeniu. W każdym momencie możesz dokonać zmiany ustawień Twojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w Polityce prywatności.

„Skrzydlata trumna” - premiera książki. Wieczór autorski Marcina Wrońskiego

„Skrzydlata trumna” - premiera książki. Wieczór autorski Marcina Wrońskiego
Data rozpoczęcia 2012-02-29
Godzina rozpoczęcia 17:30
Miejsce Trybunał Koronny, Rynek 1
Kategoria Spotkania

Dla osób, które nie mogły doczekać się dalszego ciągu przygód Komisarza Maciejewskiego, jest dobra wiadomość. Najnowsze perypetie policjanta z Lublina możemy śledzić w wydanej właśnie książce pt. „Skrzydlata trumna”.

Promocja powieści odbędzie się w wyjątkowym terminie „dzień przestępczy” 29 lutego 2012 r. w Trybunale Koronnym. Specjalna atrakcja dla wielbicieli pisarza – wieczór autorski z Marcinem Wrońskim.

Spotkanie rozpocznie się o godz. 17.30, poprowadzi je Józef Szopiński - dziennikarz Radia Lublin, wielbiciel i znawca twórczości Wrońskiego..

Wstęp wolny.


Zimny wiatr szarpał chałaty Żydów, którzy mimo zimna rozprawiali z ożywieniem pod sklepami przy Lubartowskiej, nie wygnał też z rogów ulic wiodących ku Staremu Miastu tragarzy oczekujących zarobku. Maciejewski również wolał pójść do fabryki Świąteckiego piechotą, żeby mieć czas jeszcze raz ułożyć sobie wszystko w głowie.
Coraz bardziej się przekonywał, że w każdym Wydziale Śledczym powinna być osobna sekcja do czytania książek, a zwłaszcza gazet. Gdy przejrzał kilka roczników „Skrzydlatej Polski” i księgę Ku czci poległych lotników, wiedział o Rossowskim więcej, niż gdyby na tydzień założył mu obserwację. Wzlot w 1920, kariera i upadek na początku lat trzydziestych – to wszystko było między wierszami. Wiele mówiły także fotografie. Ostatnia z nich, w księdze Ku czci…, szczególnie zastanowiła komisarza: podczas gdy inni oficerowie mieli wypisane na gębie jedynie męstwo i zadowolenie z życia, u tego szczupłego facet o pociągłej twarzy i szerokim czole, mimo pełnej gali orderowej pod szyją i na piersi, brwi wisiały ponuro na skraju łuków ocznych, dolna warga wywijała się despotycznie jak u obrażonego dziecka, a w oczach widać było podobną niepewność, co na zdjęciach do policyjnej kartoteki. Z kolei w jednym z niedawnych numerów „Skrzydlatej Polski” Rossowski, teraz konsultant lotniczy w lubelskiej fabryce wyrzutników bombowych Świąteckiego, w cywilnym garniturze wyglądał na starszego o co najmniej kilkanaście lat. Zaczesane do tyłu czarne włosy wyraźnie się przerzedziły, oczy zapadły. I sutenerski wąsik opadał niżej, jakby z braku munduru nie poczuwał się już do obowiązku prezentowania wysokiego morale.
Oczywiście dwa źródła to za mało, by śledczy z projektowanej przez Maciejewskiego sekcji czytelniczej mogli ustalić wszystkie powiązania weterana ostatnich wojen. Nie od rzeczy był także „Express Lubelski”, ulubiona gazeta Zygi. Dzięki jego regularnej lekturze pamiętał dobrze, że kilkanaście lat temu inżynierowie Rudlicki i Świątecki byli filarami myśli technicznej lubelskiej fabryki samolotów. Potem Świątecki założył własną firmę i zatrudnił Rossowskiego jako fachowca. Dlaczego nie przeszkadzały mu niewygodne poglądy pułkownika na temat Dowództwa Lotnictwa? Na to pytanie znów odpowiedziała „Skrzydlata Polska” – fabryka Świąteckiego nie produkowała dla polskiej armii. Mimo że lubelskie wyrzutniki były proste, tanie i niezawodne, większość produkcji szła na eksport, podczas gdy polskie lotnictwo wolało kupować droższe od Francuzów. Mocarstwo na dorobku może sobie wszak pozwolić na zbytki…
Budynek, w którym od niedawna Świątecki miał swój zakład, Maciejewski dobrze znał, w końcu miał przykrość być kierownikiem II Komisariatu w kamienicy tuż obok. Nie potrafiłby jednak wymienić wszystkich mniejszych i większych wytwórni, które się tu mieściły, odkąd zlicytowano pierwszego właściciela, fabrykę wag Hessa. Pamiętał tylko Wajca, wytwórcę opakowań.
Zyga już dochodził do komisariatu, gdy minął go jasnoszary fiat i zatrzymał się kilkanaście metrów dalej, przy bramie fabryki. Maciejewski w pierwszej chwili nie zwrócił uwagi na auto, ale gdy kierowca otworzył drzwi, śledczy cofnął się błyskawicznie w stronę najbliższej bramy. Może nie od razu poznałby pułkownika Rossowskiego, któremu kapelusz zasłaniał znaczną część twarzy, gdyby nie charakterystyczny włoski wąsik. Komisarz spojrzał też na tablicę rejestracyjną: LB 75 112, takie same numery, jakie podał mu Zielny.
– A pan kogo uważa? – usłyszał nagle za sobą.
Odwrócił się. Przed nim stał baryłkowaty dozorca, sprawiający wrażenie, że gdyby nie miotła, którą się podpierał, przewróciłby się i potoczył po bruku jak bilardowa kula. Za to wąsy, równo przycięte na szerokość nosa jak u urzędnika starej daty, dodawały mu nadzwyczajnej powagi. Prawdziwe wąsy lubelskie, uznał Zyga, nie to co u Rossowskiego. Kanclerz Rzeszy Niemieckiej też wygląda na takiego, co goli się u tutejszych fryzjerów.
– Pana Adolfa – powiedział z powagą Maciejewski. – Mieszka tu pan Adolf?
– Nie ma tu żadnego pana Adolfa! – Cieć zaszurał miotłą. – I proszę stąd iść, to jest brama, nie jakaś poczekalnia!
– W bramie to się sprząta. – Zyga przykucnął i podniósł nadżarty rdzą gwóźdź, który już jakiś czas musiał leżeć między płytami chodnikowymi.
Nie czekając na replikę dozorcy, komisarz dotknął ronda kapelusza i ruszył w stronę zaparkowanego przy krawężniku samochodu. Pułkownika Rossowskiego już nie było, zapewne wszedł do fabryki. Natomiast Maciejewski przypatrzył się ze wszystkich stron wypieszczonemu fiatowi, co najmniej jakby zamierzał go kupić. Potem rozejrzał się, czy nikt go nie obserwuje, zwłaszcza cieć, kucnął i z zamachem wbił w oponę podniesiony z chodnika gwóźdź. Po czym najspokojniej w świecie pchnął drzwi II Komisariatu.


Książka została objęta Honorowym Patronatem Prezydenta Miasta Lublin.
Książkę opublikowało Wydawnictwo W.A.B.
Wydarzenie organizuje Wydział Kultury Urzędu Miasta Lublin.