W celu świadczenia usług na najwyższym poziomie stosujemy pliki cookies. Korzystanie z serwisu lublin.eu oznacza, że będą one zamieszczane w Twoim urządzeniu. W każdym momencie możesz dokonać zmiany ustawień Twojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w Polityce prywatności.

Wernisaż wystawy fotograficznej Ireneusza Marciszuka „Lublin – miasto świętego Antoniego” cz. II

Wernisaż wystawy fotograficznej Ireneusza Marciszuka „Lublin – miasto świętego Antoniego” cz. II
Data rozpoczęcia 2011-05-05
Godzina rozpoczęcia 18:00
Miejsce Dom Kultury "Ruta", ul. Różana 8
Kategoria Wernisaż

Odnalezione piękno zaklęte w murach

Uliczki lubelskiego Starego Miasta odkrywało już wielu fotografów i filmowców. Lublin był bohaterem i tłem ich twórczości. W czym tkwi urok tego miejsca, które uwieczniali artyści obiektywów? Podobnie jak oni myślę, że jest nim specyficzne światło, gdyż to ono w fotografii „maluje” obrazy, ale konieczny jest też autentyzm miejsca i ludzi. Tymczasem mieszkańców starych dzielnic w ciągu lat „wymieniono” na pracowników różnych instytucji, turystów oraz bywalców pubów i pizzerii. Lubelskich Żydów dawno już tam nie ma, a w Bramie Rybnej nie można spotkać Cyganek w kwiecistych spódnicach. Prawdziwych „Lubliniaków” zostało niewielu. Znika też patyna starości z murów lubelskich kamienic. Klasyczną, dawną fotografię zastąpił „przemysł ślubny” i zdjęcia w stylu pseudo retro.
Powróciwszy po konserwacji na Bramę Krakowską Św. Antoni Padewski  patron miasta i rzeczy zgubionych  patrzy z wysoka i NIE ZNAJDUJE dawnego gwaru rozmów przekupek, turkotu wozów po kocich łbach i odgłosów z pełnych rynsztoków. Każda epoka tworzy własne wizje. Walcząc ze starym, jedno uznaje za niemodne i zacofane, drugie zaś za „trendy”. Czasem jakiś bliżej nie określony „folk” staje się hitem i rozbrzmiewa na Grodzkiej, a w Noc Świętojańską gra głośna muzyka. Wówczas nie jestem pewien, czy to jeszcze „czasy Cepelii”, czy przyszło już „Nowe”  ponoć lepsze…
Są tacy, którzy chcą ODNAJDYWAĆ swoje miasto w wielokulturowości, którą teraz często zaczynamy identyfikować z uchodźcami, Mormonami, Świadkami Jehowy, Zielonoświątkowcami i Hare Kryszna na Krakowskim Przedmieściu, a nie z tym co przeminęło i cechowało dawną Rzeczpospolitą Wielu Narodów, a zostało zniszczone przez zbrodnicze totalitaryzmy.
Współczesność z czasem zaciera patynę „Starego”, a nowa warstwa naszej rzeczywistości, która powstaje na naszych oczach, nie jest już tą, o której czytamy u Prusa, Singera czy Czechowicza. Gubimy wrażenia, a te, które odnajdujemy, nie są już tym samym. Wspomnienia o „Dawnym” tracą swoją ostrość. Mylimy daty i fakty. ZAMGLONE obrazy i pamięć młodości zawsze będą nas pchały do „miejsc magicznych”. Tylko że… czeka już tam człowiek z ankietą w ręku i gotowymi propozycjami na szczęście i przyszłość!
Świat ZAGINIONEGO piękna architektury, dostojnej i oficjalnej, kusi do zmian. Rodzą się żądania by zaspokoić potrzeby i zachcianki tzw. „rynku” i ludzi działających pod wpływem bieżącej chwili. Zapytajmy fotografów, filmowców i malarzy co jest piękne w mieście, co jest jego urokiem, gdzie szukać autentyzmu by nie stracić tego wszystkiego bezpowrotnie.
Współczesność, poprzez nagromadzenie dużej liczby różnorodnych, obcych elementów w krajobrazie i architekturze oraz w wystroju budynków i wnętrz, często odbiera chęć fotografowania. Ja, fotograf, pragnę przedstawiać autentyzm tych miejsc, a nie ich pstrokaciznę.
Dzieci starego miasta jeszcze gdzie niegdzie przemykają, a nawet „zachodzą na wystawę”. Liżąc brudny palec ukradkiem dotykają zdjęć. Zastanawiają się, czy to, co przedstawiają jest rzeczywiście prawdą? Tak jakby prawdę dało się ugryźć i najeść się nią do syta. Po chwili słyszę: „dasz mi ciastko?”, „zrobisz mi zdjęcie?”, „po co Ty to robisz?”
Na swoich fotografiach pokazuję rzeczywistość zawieszoną w „międzyczasie”  pomiędzy przeszłością, a teraźniejszością.
Wznosząc się niewiele ponad bruk miejski, wchodzę w inny świat, w którym przestały obowiązywać prawa czasu. To nie tyle miasto nabiera innego wyglądu, ile ja przestaję dostrzegać ludzi podążających Traktem Królewskim. Tutejsza estetyka starości i klimat dawnych wieków zapierają dech w piersiach. Tylko uwaga! Nie należy zbytnio się rozglądać, by nie dostrzec nowych osiedli miejskich wyłaniających się w oddali. Będąc jeszcze wyżej, gdzie nie dociera gwar, wspominam świat z czasów procesji Dominikanów, gdy płonął Lublin. Pamięć takiego miasta zachowały dachy, z których perspektywy można jeszcze odnaleźć i zobaczyć Lublin Świętego Antoniego.
Litania u Bernardynów z wolna cichnie, a św. Antoni w srebrnej koszulce dalej patrzy na swoje miasto obdarowane jego trzynastoma przywilejami.
Ireneusz Marciszuk


Wystawę można oglądać do 27 maja 2011 r., w dni powszednie w godzinach 12.00 – 19.30

Powiązane:

Dom Kultury "Ruta"

CreArt. Sieć miast na rzecz twórczości artystycznej