W celu świadczenia usług na najwyższym poziomie stosujemy pliki cookies. Korzystanie z serwisu lublin.eu oznacza, że będą one zamieszczane w Twoim urządzeniu. W każdym momencie możesz dokonać zmiany ustawień Twojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w Polityce prywatności.

"Lublin kipi młodością" - rozmowa z Bogdanem Konopką...

"Lublin kipi młodością" - rozmowa z Bogdanem Konopką...
20.10.200813:38

Rozmowa z Bogdanem Konopką* o tym jak ewoluują miasta i co z tego wynika dla Lublina

Danuta Majka: Przyjechał Pan na dwa dni do Lublina, żeby być na otwarciu wystawy po studenckim plenerze fotograficznym, który Pan tu prowadził w maju. Teraz wraca Pan do Paryża?

Bogdan Konopka*: - Jadę w Beskidy fotografować cmentarze łemkowskie i kirkuty. To jest taki nowy projekt, nazywa się roboczo "Szara Pamięć".

Dlaczego cmentarze? Dotychczas to miasta były głównymi bohaterami Pańskich fotografii

- Cmentarze to też w jakiś sposób są miasta. Proszę popatrzeć na cmentarz żydowski w Lublinie, macewy patrzą na bloki, a te budynki przeglądają się w cmentarzu. Cmentarz Per Lachaise w Paryżu to też jest miasto.

Na pewno inaczej Pan patrzy na cmentarze, a inaczej jednak na miasta. Na co zwraca pan uwagę w miastach?

- To co mnie interesuje w miastach, to przeszłość. Widoczna, którą można dostrzec, bo nie została jeszcze wymazana.

Ale jest skrywana?

- Raczej taka niechciana. Nie wiem, dlaczego my się tej spuścizny wstydzimy, mówimy, że to poprzedni system tak zrobił. Tymczasem jeżdżąc po Europie zwróciłem uwagę na to, że właściwie w każdym mieście można odnaleźć takie klimaty. Czyli wszystkie miasta tak ewoluowały, niezależnie od systemu. Tylko, że tam ta architektura przepoczwarzyła się nieco szybciej niż u nas.

Chyba nie chce Pan powiedzieć, że powinniśmy w miejskiej przestrzeni zachowywać to, co odziedziczyliśmy w niezmienionej postaci?

- Chcę powiedzieć, że polecieliśmy za daleko. Próbujemy to co uznajemy za złe, zniszczone wyburzyć, wymazać. Proszę popatrzeć, co się dzieje w takich miastach, do których przyszły pieniądze, i to duże. Czyli Warszawa i Wrocław. Wrocław jest cały odnowiony, wypacykowany, a co ciekawe, tam gdzie były największe ruiny, największe spustoszenia, są teraz najbogatsze banki. Czyli proszę popatrzeć co się dzieje. W tych zapyziałych miejscach, gdzie ja robię zdjęcia, nagle się instalują banki. Co jest w tych miejscach takiego, że one się tam wprowadzają? Otóż stara architektura. Cegła, a nie beton. Jakieś łuki, piwnice, które wymagają dużej gotówki, ale jednocześnie są to fantastyczne miejsca. Tylko, że ten proces, o którym mówię, zabiera im życie. To widać np. w Paryżu, jak się przyjedzie do centrum, to tam prawie nikt nie mieszka, całe centrum Paryża jest zamienione na biura. Z zewnątrz to nawet wygląda jak mieszkania, a w środku biura. Mnie się taki Paryż przestał podobać. Klasycznym przykładem takiej katastrofy jest też Wenecja, gdzie w ogóle nie ma mieszkańców. Są tylko turyści.

Uważa pan, że my idziemy w Polsce w tym samym kierunku - rewitalizujemy miasta, ale zmieniamy ich funkcje?

- Na szczęście robimy to powoli, gdybyśmy mieli dużo więcej pieniędzy, to podejrzewam, że byłaby to szybka katastrofa, która przemieniłaby nasze miasta. Bo to jest problem, jak zachować starą substancje miejską, żeby równocześnie zachować klimat. Nikt nie zaprzecza, że trzeba odnawiać to co stare, ale jak? To jest pytanie i konserwatorskie, i architektoniczne i filozoficzne. Trudno o dobry pomysł, jak zajmować się dziedzictwem. Zwłaszcza, że my podzieliliśmy dziedzictwo na dwie części - jest dziedzictwo typu Wawel, które będzie do końca świata takie samo. To jest martwe. Ale jeszcze gorzej dzieje się niestety z architekturą innego typu, mniej ważną. Ja to nazywam niesklasyfikowanym dziedzictwem, bo nie ma tabliczki, że to zabytek, więc przyjeżdża spychacz i rozwala, a przecież to jest nasza pamięć.

Jak pan patrzy na Lublin, co pan w nim widzi?

- Z punktu widzenia historycznego to jest bardzo ciekawe miasto. Zawsze było multietniczne, ma piękną starówkę i architekturę. No i ma uniwersytety. To jest miasto szalenie młode, ta młodość aż kipi, to jest piękne. Poza tym to miasto żywe, niesamowicie zielone.

Jednak mam wrażenie, że inwestycje tu kapią powoli, nie ma takiego rozwoju jak w Krakowie czy Warszawie. Jednak ten progres i towarzyszący mu wyścig, żeby było dalej, wyżej, lepiej ma nie tylko zalety, ale i wady. W miastach, które się bardzo szybko rozwijają, jest wyścig, w Lublinie tempo życia jest na miarę człowieka.

Myślę, że choć wolniej, to Lublin też się odremontuje. Nie zazdrościłbym tu inwestorów innym miastom, bo ja nie mam zaufania do wielkich kapitałów. Wielki kapitał to jest coś, co się musi szybko nażreć i wynieść tam, gdzie się można nażreć jeszcze lepiej. A ja nie chciałbym za jakiś czas zobaczyć w tych miejscach, które w Lublinie fotografowaliśmy, że się tam instaluje bank za bankiem.

Co w przestrzeni Lublina panu się podoba?

- Powiem tak: spacer po starówce w Lublinie sprawia mi ogromną przyjemność, natomiast spacer po starówce warszawskiej nie, dlatego, że tak pieczołowicie odrestaurowane Stare Miasto w Warszawie jest dekoracją. Natomiast w Lublinie czuję się wspaniale. Nie chciałbym, żeby Lublin stał się skansenem.

Jak zachować życie w turystycznych miejscach?

- Dam przykład Krakowa. Centrum zrobiło się nie do życia, to jest deptak turystyczny, ja nie mam tam co robić, natomiast krakowski Kazimierz przetrwał zapaść i nagle zrobiło się tam mnóstwo kafejek, zaczęły się jakieś remonty. A przy tym została tam tkanka społeczna, bo nikt tych ludzi nie wyrzucił.

Ten kierunek zmian podoba się panu.

- Bardzo. To nie jest przypadek, że ludzie tłumnie walą na Kazimierz, są i knajpy żydowskie i bary do wyboru do koloru, są kawiarnie, gdzie mogę gazetę po francusku poczytać. Kazimierz jest żywy. Proszę zwrócić uwagę, że tam wszystko świetnie współistnieje: mieszkańcy, turyści, rozrywka. Lubelska starówka mogłaby być taka kazimierzowata.

Myślę też, że Krakowskie Przedmieście w Lublinie nie jest złe, po drodze jest centrum kultury. Zresztą Lublin jest bardzo aktywny kulturalnie. Obok są Gardzienice, Teatr Provisorium, jest Chatka Żaka i mnóstwo rzeczy, których nie znam. Lublin jest miastem, w którym się bardzo dużo dzieje. Życie kulturalne daje tu ogromny potencjał.

Kultura zmieni przestrzeń Lublina?

- To będzie zależało od tych młodych ludzi, którzy tu są. To jest pokolenie internetu, wirtualnej rzeczywistości. Nie wiem czy oni mają takie ambicje, szalone pomysły, ale wszystko jest w ich rękach.

Jako artysta chciałby pan powiedzieć lublinianom, że...

- ...niech każdy spróbuje zejść z utartych szlaków i pochodzi po Lublinie. Niech zajrzy tam, gdzie by mu nigdy do głowy nie przyszło. Zacznijmy otwierać oczy na to co nas otacza.

Kiedy po raz pierwszy pokazałem w Paryżu wystawę "Szary Paryż" to część ludzi się krzywiła, "Co to za Paryż?". Ale zdarzyło się też, że przyszedł starszy pan, obejrzał, zszedł na portiernię i pyta "Ten pan Konopka to jak dawno nie żyje?". Na portierni popatrzyli i mówią: "To jeszcze młody człowiek". Na moich zdjęciach starszy pan zobaczył Paryż z lat 30. czy 40. Ten paryżanin odnalazł swoje dzieciństwo w zdjęciach Polaka. Nie przyszło mu do głowy, że to zostały zrobione w latach 90. Nie wiedział, że taki świat jeszcze istnieje, bo chodził utartymi ścieżkami, nie przyszło mu do głowy pójść szlakiem dzieciństwa. Podobnie było w Chatce Żaka, na wystawie zdjęć z pleneru w Lublinie, ludzie podchodzili i mówili: "To piękne, gdzie to jest?". Okazuje się, że chodzimy i nie widzimy, ślepniemy przez telewizję, gazety, reklamy, Internet, ślepniemy przez brak czasu. Te historie, które opowiedziałem, są o tym, żebyśmy się nauczyli patrzeć.



*Bogdan Konopka - artysta fotografik, mieszka w Paryżu, jego zdjęcia - wykonane w technice stykowej - pokazują miasta trochę poza czasem, bo nie ma na nich ludzi ani samochodów. Dużym międzynarodowym sukcesem Konopki była ekspozycja "Szary Paryż" z 2000 r.


Rozmawiała Danuta Majka, Gazeta Wyborcza Lublin, "Lublin kipi młodością", 19 października 2008 r.