W celu świadczenia usług na najwyższym poziomie stosujemy pliki cookies. Korzystanie z serwisu lublin.eu oznacza, że będą one zamieszczane w Twoim urządzeniu. W każdym momencie możesz dokonać zmiany ustawień Twojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w Polityce prywatności.

Od technikum do galerii (Kurier Lubelski)...

Od technikum do galerii (Kurier Lubelski)...
01.10.200809:31

Ma opinię strasznego dziwaka i wybitnego artysty. Choć są i tacy, którzy mają go za wybitnego dziwaka i strasznego artystę. Wkrótce otwiera legalny squat na miejscu byłych warsztatów mechanicznych, złoży staromodny komputer napędzany energią atomową i będzie dublerem kaskadera. Fałszerz, mechanik, malarz, rzeźbiarz: Robert Kuśmirowski.

Paweł Franczak: Wielu ludziom Twoja sztuka kojarzy się z horrorem, twierdzą, że jest przerażająca.
Robert Kuśmirowski: Może taka być, np. w przypadku wystawy ekshumacji szczątków ludzkich. Szkielety wyglądały tak, jakby wciąż były oklejone mięsem - na niektórych robiły wrażenie. Ale jeśli chodzi o odbiór mojej sztuki to nigdy niczego nie narzucam, właściwie nie prostuję błędów, nawet jeśli ktoś w artykule bardzo się myli, to tak zostawiam.

*No to mam przynajmniej spokój. Najnowszy twój projekt to...
Jadę do Turynu projektować komputer "DATAmatic 880". W latach 50. istniał wielki komputer "DATAmatic 1000", a ja zrobię jego inną wersję, której producent nie zaakceptował. Będzie wyglądał na swoje lata, bo wtedy rzeczy były piękniejsze. Chciałbym też, żeby był napędzany energią atomową, tak jak wtedy.
Inna koncepcja to wcielanie się w rolę innych ludzi. Na kilka sposobów. Po pierwsze: wymyślę jakiegoś artystę i będę wykonywał różne prace, podpisując je jego nazwiskiem. Stworzę mu fikcyjny życiorys itp. Drugi pomysł: znam doskonale artystę, Maurizio Cattelana. Do tego stopnia, że mniej więcej przewiduję, co ten mógłby stworzyć. I ja będę to robił za niego, oczywiście jeśli się zgodzi. Trzecia sprawa: będę tworzył sztukę zamiast kogoś, kto ma fajne pomysły, ale nie ma zdolności manualnych. Jest wielu takich ludzi - mają pomysł na obraz, rzeźbę, ale nie mają fizycznie zdolności, żeby je wykonać. I ja będę to robił za nich. Mam też pomysł, żeby zostać dublerem Michela Fourniera.
To ten 64-letni Francuz, który chce skoczyć z balonu z wysokości 40 tys. metrów. Facet jest kaskaderem i pilotem oblatywaczem. Jednym skokiem pobije cztery rekordy (w najszybszym swobodnym spadaniu, w najdłuższym swobodnym spadaniu, w kategorii największej wysokości, z jakiej dokonano skoku oraz największej wysokości, na jaką wzbił się człowiek w balonie - przyp. red.). I od czterech lat mu się to nie udaje! Zgłosiłem się więc na dublera, bo już nie mogę znieść tego czekania.

*To dobry pomysł, może potraktują Cię jako królika doświadczalnego, na zasadzie "mamy tu takiego jednego Polaka, zrzućmy go i zobaczymy co się stanie"?
(śmiech) Właśnie, najpierw dadzą mi żubrówki, a potem wypchną z balonu. Interesuję się nauką i myślę, że radziecka technika przewyższała amerykańską właśnie tym, że się nie za bardzo przejmowali. "Najwyżej zedrze facetowi zelówki" - mówili w CCCP. Amerykanie robili obliczenia, czy to bezpieczne, czy się uda itd., a Ruscy wystrzelili Gagarina w kosmos i już, a co tam...

*Takie wielkie wyczyny to w Twoim stylu. Przejechałeś na starym rowerze trasę z Paryża do Lipska, przeszedłeś pieszo z Łodzi do Paryża...
No tak, to było fajne wyzwanie. W przypadku podróży rowerowej podobało mi się wcielenie się w rolę herosa z początku XX w. Zakręciłem wąsa, wdziałem pasiasty trykot, dwie opony na ramię i jazda! A trasa Łódź-Paryż była raczej sposobem wypoczynku psychicznego, oderwania się od codzienności.

*Z takich ciekawostek - cofałeś na przykład czas. Z powodzeniem.
Owszem, wymyśliłem maszynę do cofania czasu. Zapuściłem się przez miesiąc, nie goliłem, nie dosypiałem. Wyglądałem na 45 lat. A potem w jeden dzień: golenie, strzyżenie i odmłodziłem się dobre 10 lat.

*Wkrótce otwierasz Centrum Sztuki Współczesnej...
Tak, ośmego października, ale nie chcę, żeby to się tak nazywało. Nazwałem to miejsce "Towot squat" ("squat": z ang. zamieszkały "na dziko" pustostan - przyp. red.). Będzie się mieścił w byłych warsztatach Zespołu Szkół Mechanicznych przy ul. Piłsudskiego. Co ciekawe, sam jestem absolwentem tej szkoły. "Towot" będzie miejscem, gdzie będę prowadził zajęcia dla studentów Wydziału Artystycznego. Jest tam tyle przestrzeni, że będą mogli tworzyć rzeźby wysokości kilku metrów, co na uniwersytecie nie było możliwe ze względu na brak miejsca. Dodatkowo władze miasta ufundowały stypendia i wyróżnienia dla najzdolniejszych. Całą sprawą świetnie zajął się z-ca prezydenta, Włodzimierz Wysocki, składam ukłon w jego stronę.

*A co z tymi, którzy nie są studentami?
To będzie miejsce otwarte dla wszystkich, którzy chcą działać. Raz na jakiś czas organizowane będą zajęcia dla osób spoza uczelni. Oprócz tego będziemy urządzali wystawy i koncerty.
Byłeś stypendystą Uniwersytetu w Rennes, we Francji, wystawiałeś prace w Szwecji, Belgii, USA, Niemczech. Jak bardzo różni się podejście do artystów tam i tutaj?
Belgia, Niemcy, Francja - to najwspanialsze miejsca dla artysty. We Francji np. miałem dostęp do atelier i do całej galerii sztuki. Mogłem wejść dosłownie wszędzie, a przecież w niektórych pomieszczeniach znajdowały się bezcenne arcydzieła, np. prace Picassa. Po prostu ludziom się tam ufa. Za to w Stanach jest okropnie. Najpierw dostajesz kasę na projekt, a gdy jest już zaakceptowany, to w trakcie nie możesz nic zmienić. Bo jak to: "przecież sztab ludzi od miesięcy nad czymś tam pracuje, a ty chcesz to teraz zmieniać?". Artyści lubią zmieniać rzeczy "na gorąco", tam nie jest to możliwe. A jeśli chodzi o zaufanie: w miejscu gdzie tworzyłem, przez długi czas nie miałem dostępu do... łazienki, bo nie miałem specjalnej karty z czytnikiem. Nie miałem się gdzie wysikać i już. Musiałem kogoś szukać, dopytywać się. Karty były na wszystko: do każdych drzwi, do każdej windy... To nie jest dobre miejsce dla twórcy.

*Jak na tym tle wypada Lublin?
Uwielbiam wracać do tego miejsca. Jest świeże i pełne wigoru. Ludzie tu są prostu inni, bardziej szczerzy. Gdy witają się, to widać, że cieszą się z tego spotkania. No i jest tu mnóstwo młodych ludzi, którzy aż palą się, żeby coś robić, działać razem. W Warszawie są lepsze warunki, pieniądze, wiadomo. Ale tam jest takie towarzystwo, że jeden drugiemu najchętniej by kark skręcił.

*Zostałeś laureatem nagrody "Paszporty Polityki" w 2005 r. Jako jedyny lublinianin. Pomogła ci ta nagroda?
Ani nie pomogła, ani nie zaszkodziła. Miło było wiedzieć, że jury, które na co dzień o najmniejszy drobiazg się kłóci, w momencie głosowania wskazało mnie.
Wracając do Twojej sztuki: komputery, technikum mechaniczne, lokomotywa, którą zbudowałeś w formacie 1:1, inspiracje nauką - taki duży chłopiec z Ciebie, bawisz się różnymi mechanizmami. W rodzinie ktoś miał podobne zainteresowania?
Tata zajmuje się obróbką metalu od wielu lat. Ale czy ja wiem... Co prawda, gdy byłem mały to rozbierałem różne zabawki, żeby zobaczyć jak działa mechanizm...

*Pochodzisz z Łodzi, prawda?
Tak.

*To wszystko już jasne. Łódź - miasto fabryczne, tata - mechanik, syn - zajmuje się różnymi instalacjami...
Może rzeczywiście. Co do instalacji i mechanizmów, to teraz mam zamiar skompletować w "Towocie" stare, analogowe studio nagraniowe.
Zgodnie z tym co mówiłeś, że stary sprzęt jest lepszy. No i ładniejszy.
Jasne, poza tym, tamte maszyny się nie psuły, nie to co teraz. W studiu studenci będą mogli odbywać zajęcia z akustyki. Na wydziale nie da rady, ze względu na hałas.

*Znany jesteś z fałszerstw. Fałszowałeś dokumenty, zdjęcia itp.
Piszę pracę doktorską o wyższości kopii nad oryginałem. Uważam, że kopie są ciekawsze i przewyższają oryginał. Taką mam tezę i ja udowodnię.

Robert Kuśmirowski.
Rocznik 1973, autor fotografii, rzeźb, instalacji i licznych sfałszowanych dokumentów. Zdaniem znajomych, ma największą zawartość człowieka w człowieku spośród wszystkich ludzi. Studiował na Wydziale Artystycznym Instytutu Sztuk Pięknych na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie, był stypendystą na Uniwersytecie Rennes. Wystawiał prace na całym świecie. Jego marzeniem jest skoczyć z wysokości 40 tys. kilometrów. Głową w dół.

Paweł Franczak
Kurier Lubelski, 26 września 2008 r.