W celu świadczenia usług na najwyższym poziomie stosujemy pliki cookies. Korzystanie z serwisu lublin.eu oznacza, że będą one zamieszczane w Twoim urządzeniu. W każdym momencie możesz dokonać zmiany ustawień Twojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w Polityce prywatności.

Polonez dla polonusa (Kurier Lubelski)

Polonez dla polonusa (Kurier Lubelski)
27.07.200718:00

Pani Maura Kutereba, obywatelka angielska, jest córką Sybiraków. Ojciec przeżył obóz w Ostaszkowie, walczył w armii Andersa i odnalazł rodzinę żyjącą z łaski Imperium Brytyjskiego wraz z innymi Polakami w Ugandzie.


MAURA KUTEREBA Jej dzieci Jola i Romek z kolegami z Karolinki widnieją na zdjęciu w lewym górnym rogu wystawowej planszy. Fot. Michał Stępień


Pod koniec lat 70. zaczęła przyjeżdżać na kursy polonijne do Lublina. Początkowo pełna zrozumiałego żalu i nieufności do kraju rodziców, dziś uśmiechnięta przyjmuje gratulacje z tytułu osiągnięć zespołu Karolinka, który obecnie prowadzi w Londynie jej córka Jola.

Od ponad trzydziestu lat, zawsze w lipcu, polonusi z różnych stron świata ściągali do Lublina. Nie zrażały ich skomplikowane formalności, przez które trzeba było przebrnąć przyjeżdżając do macierzystego kraju. Wszystkie te wizy, waluty, zaproszenia czy kartki nie liczyły się, bo ważne było tylko jedno – polski folklor.

Dzieci i wnuki dawnych słuchaczy i absolwentów Studium Folklorystycznego dla Instruktorów Zespołów Polonijnych w Lublinie czują się w bursie przy ul. Muzycznej jak w rodzinie. Przykład rodziny Maury Kutereby, której córka Jola i syn Romek zostali śladem mamy w 1986 roku absolwentami studium i której siódemka wnuków tańczy już w młodszych grupach Karolinki, nie jest odosobniony. Takich rodów folklorystycznych wykształciło się w Lublinie niemało. A że Amor bywał często gościem na zajęciach, tworzyły się też w Lublinie pary, które ostatecznie lądowały na ślubnym kobiercu. Tak stało się na przykład z rodziną Kociołków. Aleksander, który przyjechał na kurs z Francji, wyrokiem przeznaczenia – jak twierdzi – pokochał Agnieszkę, solistkę Zespołu Tańca Ludowego UMCS, stanowiącego naturalne zaplecze lubelskich kursów. Dziś są małżeństwem, a owocem ich miłości jest Amelia, która ma już dwa lata.

Aleksander rozpoczął naukę w studium w 1995 roku razem z siostrą. Natalia Kociołek pięknie opowiada o sobie: – Kołysana w muzyce polskiej od początku mojego życia, zapamiętałam jej dźwięki towarzyszące mi przez dziecięce lata. Pierwsze kroki stawiałam w zespole Krakowiacy, założonym przez moją mamę, absolwentkę AWF w 1973 roku w Reims we Francji. Przyznaję, że po pierwszym roku studium zadałam sobie pytanie, czy podołamy z bratem i zdobędziemy wymarzony dyplom. Siły dodała nam wspaniała kadra, specjaliści folkloru z poszczególnych regionów, którzy z precyzją uczyli nas dokładności w wykonywaniu kroków.

Ziarno i żniwa

Słuchacze studium doceniają to, że ich wiedza na temat polskiego folkloru i macierzystej kultury, znajomość obyczajów, obrzędów, tańców i pieśni wpajana im jest w Lublinie przez najwybitniejszych specjalistów z całego kraju. Pani Ada Dziewanowska z USA w czasie każdej mszy św., po modlitwie za spokój dusz osób najbliższych, zawsze odmawia „Wieczny odpoczynek” za swoich ukochanych, nieżyjących już wykładowców z Lublina: Janinę Marcinkową, Zbigniewa Kwiatkowskiego, Ignacego Wachowiaka.

Pani Ada, która nie zawahała się w wieku lat 91 przyjechać na zjazd absolwentów studium do Lublina, zamierza wystąpić z innymi na scenie w „Koncercie pokoleń”! Jest wciąż czynna. Prowadziła w USA dwa zespoły: Krakowiak (1963 – 1972) i Syrena Polish Folk Dance (od 1979 do teraz). Stworzyła choreografię polskich tańców dla wielu innych polsko-amerykańskich zespołów oraz grup amerykańskich prezentującyh tańce ludowe całego świata. Pracowała nad tym w wielu stanach Ameryki, a także w Szwajcarii, Izraelu, Meksyku, Hongkongu, Japonii, Tajwanie i Kanadzie.

Razem z synem Jasiem, który często był jej tanecznym partnerem, i córką Basią stworzyli ponad 600-stronicową książkę „Polish Folk Dances & Songs”, wydaną w 1997 r. w Nowym Jorku.

Zajęcia w studium to radość, pot i łzy. Wszelkie trudy absolwenci wspominją z wdzięcznością i rozrzewnieniem. No i zawsze mieli jeszcze siłę na wieczorne śpiewy, śmiechy, gadanie do białego rana. Zawartych tu przyjaźni nikt z nich nie zapomniał.

Gorący Szwed

Pani Grażyna Piątek niewiele się zmieniła od 1975 roku, kiedy przyjechała ze Szwecji na kurs do Lublina. Była niestrudzoną prymuską, ogromnie poważnie traktującą każde zajęcia. Wszystkie dziewczyny bez względu na narodowość zazdrościły jej wtedy partnera do tańca. Piękny jak młody Bóg rodowity Szwed – Sven Ake Andersson przyjechał tu z ukochaną polską żoną Danutą, która choć doskonale śpiewała, nie mogła tańczyć z powodu przebytej heinemediny. Para stanowiąca najpiękniejszą historię miłosną 35-lecia studium, ma już, jak opowiada pani Grażyna, trzech synów.

Ona sama przywiozła do Lublina prześliczną 23-letnią siostrzenicę Teresę, która zrobiła folklorystyczny dyplom w 2006 roku i godzi studia z historii sztuki z tańcem w zespole pani Grażyny – Piastowie. Spośród członków tego zespołu siedem osób ukończyło kurs w Lublinie, a „piastusiaczków”, takich jak Teresa, wychowanych przy zespole jest spora gromadka.

Młode pokolenie potrafi znaleźć drogę do studium samodzielnie, na przykład z pomocą Internetu. Tak było ze strzelistą pięknością z Czerniowiec – Anastazją Wasiuk. Z początkiem lat 90. w nowej sytuacji politycznej zaczęła przybywać na nasze kursy Polonia ze Wschodu. Anastazja przyjechała do Lublina w 2003 roku, bo z lat dzieciństwa zachowała w sercu pieśni i opowieści swej polskiej babci. Występowała w zespole Bukowińskie Kolory. Teraz ma na całym świecie koleżanki, ale najbliższe to te z Rosji i Białorusi.

Trzódka Joanny

To Joanna Wurfeld z Berlina wzięła na siebie trud organizacyjny jubileuszu 35-lecia studium i zjazdu absolwentów. Do swojej idei przekonała dyrektora studium Stanisława Leszczyńskiego, znalazła sponsorów, zaprosiła gości. W Lublinie pomagał jej we wszystkim nieoceniony Krzysztof Kulicki. Pani Joanna nie liczy maili, listów, telefonów, jakich wymagało dotarcie do kolegów rozsianych po świecie.

Bo że studium w Lublinie otwiera swym uczestnikom świat, wszyscy absolwenci są zgodni. Teraz trzeba było ten świat pozbierać z powrotem do gościnnej bursy lubelskich szkół artystycznych przy ulicy Muzycznej, o której polonusi myślą często: nasz polski dom.

Małgorzata Gnot
Kurier Lubelski
27 lipca 2007 r.


DWA POKOLENIA ZE SZWECJI Grażyna Piątek i jej siostrzenica Teresa przekazują wiedzę nabytą w Lublinie tancerzom z zespołu Piastowie. Fot. Michał Stępień


ANASTAZJA WASIUK Kiedyś z Czerniowiec byłoby jej do Lublina za daleko. Fot. Michał Stępień