W celu świadczenia usług na najwyższym poziomie stosujemy pliki cookies. Korzystanie z serwisu lublin.eu oznacza, że będą one zamieszczane w Twoim urządzeniu. W każdym momencie możesz dokonać zmiany ustawień Twojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w Polityce prywatności.
Zamieniła pyry na cebularze
07.10.202014:43

Katarzyna Bujakiewicz, znana i lubiana polska aktorka. Od niedawna wraz z rodziną mieszka w Lublinie. Jest Ambasadorką Ligi Mistrzów AZS UMCS Lublin.

Miasto Lublin: Jak to się stało, że zamieniłaś poznańskie pyry na lubelskie cebularze?

Katarzyna Bujakiewicz: Trochę przypadek o tym zadecydował. Przyjechaliśmy tu w marcu na weekend, mój mąż Piotr miał w Lublinie obóz, który przez koronawirusa odbywał się w Polsce, nie za granicą. Wtedy właśnie wybuchła pandemia i zamiast po weekendzie wrócić do Poznania, po prostu zostaliśmy na dłużej. Na 40 metrach, które mieliśmy do dyspozycji czekaliśmy na dalszy rozwój wypadków. Oczywiście nie siedzieliśmy bezczynnie. Pomimo tego, że wszystko było pozamykane zakochaliśmy się w tym mieście i zostaliśmy na stałe.

Czyli to była miłość od pierwszego wejrzenia?

Powiem Ci tak, mieliśmy już wcześniej myśli o tym, żeby się tu przenieść. Zarówno Pani Prezydent Beata Stepaniuk-Kuśmierzak, jak i Wojtek Gałat z UMCS przekonywali nas, że to dobre miejsce do życia. Na początku miałam duże obawy, jestem mocno związana z Poznaniem i przede wszystkim martwiłam się tym, jak z taką zmianą poradzi sobie moja córka. A tym czasem ona się zakochała w Lublinie i powiedziała, że nie chce stąd wyjeżdżać.

Co sprawiło, że tak szybko zaadaptowała się w Lublinie?

Nasza córka jeździ konno i niedaleko znaleźliśmy stajnię prowadzoną przez młodą pasjonatkę. Mojego dziecka praktycznie cały dzień nie było. Zajęcia szkolne prawie się nie odbywały, więc miała czas na rozwijanie pasji. Oczywiście poznała tu nowych znajomych, zaprzyjaźniła się z nową koleżanką i nas zaprzyjaźniła z „miłą rodziną ze wschodu” 😊 Praktycznie każdy dzień spędzaliśmy razem, do tej pory śmieję się, że się u nich żywiliśmy i żyliśmy w tej pandemii trochę jak „za komuny” – wszyscy razem i to właśnie sprawiło, że tak szybko się zżyliśmy ze sobą. Od lat znamy się też z Jabbarem, czyli Marcinem Wójcikiem.
Te trzy pierwsze miesiące dość szybko nam minęły. Wtedy pomyślałam, no dobra: to poszukajmy tu czegoś na dłużej. I tak zamieszkaliśmy. To jest coś niebywałego, co się tu z nami, z naszym życiem rodzinnym wydarzyło. Oboje z Piotrem pracowaliśmy i żyliśmy w rozjazdach. Teraz wszyscy nagle zasiedliśmy w jednym miejscu. On jedzie do pracy, wraca do domu, Ola ma szkołę kilka metrów od domu. Nasze osiedle jest świetne, już zdążyłam nawet zorganizować sąsiedzkie sprzątanie okolicy. Obok mieszkają przesympatyczni ludzie, pomocni, przyjaźni, rodzinni. Kiedy mówię, że wyjeżdżam na kilka dni, mówię: mąż zostaje z córką – oni od razu odpowiadają „ojej, to my się nim zaopiekujemy”. Znajomy, który robi garmażerkę przywozi im wtedy pierogi, jedzenie – czujemy się tu naprawdę zaopiekowani. Trochę mi to przypomina dzieciństwo na poznańskim Grunwaldzie – takie stare, dobre czasy. Ta lubelska serdeczność przywołuje najmilsze wspomnienia.

Czy czegoś Wam tu brakuje?

Absolutnie niczego. Lublin jest mniejszym miastem niż Poznań, ale ma wszystko czego człowiek potrzebuje. Kiedy chcę zjeść późnym wieczorem, to bez problemu wychodzę z domu i mam gdzie się wybrać. To miasto żyje, jest pełno młodych ludzi. Na każdym kroku widać wielokulturowość Lublina, podoba mi się otwartość tego miasta. Jesteśmy bardzo pozytywnie zaskoczeni tym, co tu zastaliśmy.
Wszyscy znajomi i rodzina o to pytają. Mój ojciec mówi: wolałem, gdy mieszkałaś w Szczecinie. Ja mu odpowiadam: tato, ale mi się sytuacja zawodowa poprawiła. Mieszkam spokojnie w ciszy i spokoju, żyję tak jak lubię – mam czas na bieganie. A kiedy trzeba, jadę do Warszawy i jestem tam w półtorej godzinny. Powoli myślę też o tym, co mogłabym zrobić tu w Lublinie.

Wszystko co mówisz bardzo dobrze świadczy o naszym mieście i trochę też odczarowuje pandemię – bo jesteście przykładem na to, że może przynieść coś dobrego.

Nam pandemia pomogła podjąć decyzję o przeprowadzeniu się tutaj.

No dobrze, a co Cię tu najbardziej zaskoczyło?

Przemili ludzie – na każdym kroku. Przy okazji przeprowadzki zapytałam pana pracującego przy stadionie: Panie Romku, czy Pan by mi tu nie pomógł trochę – takiej złotej rączki potrzebuję. I teraz i on i żona pomagają mi w pracach domowych. 
Codziennie zachwyca nas ta lubelska serdeczność, gościnność. Zresztą z tym Lublin jest kojarzony. Kiedy powiedziałam Beacie Sadowskiej że tu zamieszkaliśmy, powiedziała: Lublin? Kocham! Kocham! Wschód to najpiękniejsza część Polski.
W Lublinie super jest to, że nigdzie nie musisz jechać, bo wszystko masz blisko. Jeśli chodzi o atrakcje dla dzieci, gdy tylko poluzowano obostrzenia odwiedzaliśmy to, co się da. Rezerwat Dzikich Dzieci to jedyne takie miejsce w całej Polsce – z zakazem wstępu dla dorosłych! Dzieciaki bawią się bez telefonów, w to co im tylko wyobraźnia podpowie. Tych atrakcji dla całych rodzin jest naprawdę mnóstwo – nic tylko korzystać i cieszyć się z tego co tu jest!

Gdybyś miała zaprosić znajomych do Lublina, to które wydarzenie z tych, które poznałaś byś im poleciła?

Na pewno Cyrkulacje, cyrk bez zwierząt – za to z mnóstwem utalentowanych artystów. Oczywiście Carnaval Sztuk-Mistrzów – nie zaszkodziła mu nawet okrojona wersja. No i z pewnością zaprosiłabym ich na wydarzenia i obiekty sportowe, przez które tu wylądowałam. Rozmawiamy podczas Drużynowych Mistrzostw Polski 2020 – Finał Ekstraklasy Ligi Lekkoatletycznej, mam nadzieję że w przyszłym roku też wydarzy się tu duża impreza sportowa. Więc na pewno zapraszam tu wszystkich biegaczy. No i oczywiście zapraszam na żużel! Poznałam go właśnie wtedy, gdy kibice ustawili ten podniebny sektor, o którym mówił cały świat – no coś wspaniałego! Bardzo mi się podoba to, w jaki sposób ludzie tu kibicują. Jak kochają ten sport i do czego są zdolni.
Jest jeszcze jedna rzecz, którą przy tej okazji w Lublinie należy docenić. Ilość obiektów sportowych dla dzieci, ale nie tylko, tzn. baseny, sale gimnastyczne, Orliki –  ta liczba jest naprawdę imponująca. Nic tylko z tego korzystać. To wielki plus tego miasta. Tego nam zabrakło w Poznaniu.

Chcę Cię jeszcze zapytać o Twój zawód. Życie kulturalne zostało wstrzymane. Zatrzymały się produkcje filmowe, telewizyjne… Czy wiążesz swoją przyszłość zawodową właśnie tutaj?

Niczego nie wykluczam, ale póki co urządzamy się tu rodzinnie. Śmieję się trochę z Marcinem Wójcikiem, że zrobimy spektakl o tym jak Jennifer Aniston przyjeżdża do Lublina, on będzie Bradem Pittem – oczywiście z przymrużeniem oka 😉  Za to zapraszam Was bardzo serdecznie na spektakl „Prywatna Klinika” – zagramy go w Lublinie na Uniwersytecie Przyrodniczym w listopadzie.
A poza tym, zobaczymy co czas pokaże.

Ostatnie pytanie. Gdzie najczęściej wracasz na spacer? Które miejsce w Lublinie polubiłaś najbardziej?

Na spacer to Wojciechów – to moje miejsce pandemiczne, tam spacerowałam po lasach. Uwielbiam też Ogród Saski i oczywiście Stadion Lekkoatletyczny, a biegam najczęściej w okolicach Dąbrowicy i Szerokiego.

Dziękuję za rozmowę.

Dziękuję.